Autor: Cezary Bronszkowski
Jeszcze 4-5 lat temu słowa opozycji o „odbieraniu wolności” i „łamaniu konstytucji” przez PiS wielu z nas zbywało machnięciem ręki. Dziś wiemy, że obecny rząd posunął się o wiele dalej, niż przewidywaliśmy. Polska to państwo policyjne, którym rządzi „szeregowy poseł”.
Absolutyzm oświecony
Władza absolutna – to motyw, który często pojawia się we współczesnych filmach. Zły, przesiąknięty manią wielkości antagonista dąży do panowania nad światem i podporządkowania sobie wszystkich ludzi. Chciałoby się zaśpiewać „ale to już było”. W przeszłości absolutyzm był w Europie tak powszechny, jak dziś powszechna jest demokracja. Nowożytni monarchowie skupiali w swoich rękach całą władzę (sądowniczą, ustawodawczą i wykonawczą). Ich słowo, w przeciwieństwie do konferencji prasowych premiera Morawieckiego, było prawem.
Monarchia absolutna wyewoluowała w absolutyzm oświecony. Ta doktryna polityczna dalej zakładała nieograniczoną władzę króla, jednak z bardziej „ludzką twarzą”. Wprowadzono pewne wolności i prawa, których prosty lud do tej pory nie posiadał (np. tolerancja religijna). Władca rozbudowywał biurokrację i armię, rozwijał gospodarkę i szkolnictwo. Upraszczając, absolutyzm oświecony miał na celu rozwój społeczeństwa i państwa, przy jednoczesnym zachowaniu nieograniczonej władzy króla.
Polska AD 2020
Monarchia, w rozumieniu średniowiecznym, przez współczesne społeczeństwa byłaby nie do zaakceptowania. Jednak tak nam się tylko wydaje. Wystarczy, że spojrzymy na działania, jakie rząd podejmuje od czasu rozpoczęcia pandemii. Nie mamy wprowadzonego stanu wyjątkowego, ale niemal z każdą kolejną konferencją prasową premiera nakładane są na nas nowe ograniczenia. Wszystko to oczywiście niezgodnie z Konstytucją. Jednak o tym, że ustawa zasadnicza nie ma dla PiS wartości nie trzeba pisać. Zamiast tego skupię się na przykładach z ostatnich dni. Pokazują one dobitnie, że żyjemy w państwie policyjnym, któremu nie zależy na tym, byśmy się rozwijali jako społeczeństwo (jak w absolutyzmie oświeconym). To państwo, Polska AD 2020, ma na celu cofnięcie nas w rozwoju, byśmy nie przeszkadzali „jaśnie nieoświeconym panom z Wiejskiej” w urządzaniu kraju na swoją modłę.
O części z poniższych wydarzeń mogliście nie słyszeć. Każdego dnia Internet zalewają nowe wpisy, nowe filmy i nowe artykuły na temat egzekwowania „prawa” przez policję. Chociaż zdecydowanie lepszym określeniem byłoby „zastraszanie obywateli”.
Lubicie sobie pojeździć na rowerze lub pobiegać dla zdrowia? Cóż. Lepiej tego nie róbcie. Niezliczona liczba osób przekonała się, że to w naszym kraju jest nielegalne. Samotny rajd rowerowy po opuszczonych polnych drogach? Nic z tego. Tuż za kwitnącym rzepakiem czają się 3 radiowozy, które dobitnie wytłumaczą, dlaczego masz siedzieć w domu. Jak donosi portal wprost.pl w Krakowie „sanepid, kierując się notatkami policji, nałożył kilka wysokich kar za łamanie przepisów ograniczających poruszanie się. Kary w wysokości 12 tys. zł zostały nałożone na mężczyznę, który jeździł na rowerze po Bulwarze Kurlandzkim. Taką samą grzywną ukarano kobietę, która tam spacerowała. Po 12 tys. zł zapłacą także dwie kobiety, które spisano w Parku Dąbie. Wobec jednej z nich, która piła piwo, sporządzono wniosek o ukaranie sądowe”.
To skoro nie spacer, to może jakieś jedzenie na wynos? Wszak restauracje i bary, jeżeli chcą przetrwać, muszą dalej pracować. Jedyną opcją jest dla nich dowóz do klienta. I to jest słowo klucz. Dowóz. Co się stanie, gdy klient sam przyjedzie do restauracji? Może liczyć na niemiłe spotkanie z nadgorliwym policjantem, który świetnie pasowałby do PRL-owskiej milicji lub ZOMO. Gdy jesteś bystrym i przewidującym człowiekiem, i zatrzymałeś paragon, możesz liczyć na to, że policjant ci odpuści. Ale w przypadku, gdy go nie masz i czekasz na swoje jedzenie w odległości ponad 2 metrów od innego klienta? Oj wtedy to zaczyna się przesłuchanie rodem z W11. Nie wierzycie? Obejrzyjcie nagranie:
https://www.youtube.com/watch?v=81-KOMo6Uzc
Jednak absolutnym zwycięzcą jest sytuacja z warszawskiej Woli. Jak w każdej porządnej dzielnicy, na Woli nie brak stacji benzynowych. Wydawać by się mogło, że tankowanie auta należy do „niezbędnych czynności życiowych”. Wszak jakoś do pracy dojechać trzeba. No cóż. To, co dla każdego średnio rozgarniętego człowieka jest oczywiste, dla policjantów już nie. Policjanci najwyraźniej mają mało zajęć w pracy i chodzą sobie od stacji do stacji pytając klientów, ile paliwa znajdowało się w baku przed rozpoczęciem tankowania. Jeśli wierzyć relacjom, jakie zalewają Internet, gdy paliwa jest za dużo, można otrzymać 500-złotowy talon. Do opłacenia oczywiście. Takim mandatem ukarano mężczyznę, który nieroztropnie przyznał się, że jego bak był w ¾ pełny.
Monarchia policyjna
Przykładów na absurdalne powody wystawienia mandatów jest oczywiście mnóstwo. Każdy z Czytelników bez trudu je znajdzie i utwierdzi się w przekonaniu, że żyjemy w monarchii policyjnej. Dlaczego monarchii? Ponieważ wystarczy jedno słowo jednego człowieka, by 40-milionowemu narodowi odebrać smak życia.
Ja doskonale rozumiem, że jest epidemia, że trzeba dbać o zdrowie i walczyć z chorobą. Ale, na miłość boską, od tego jest stan wyjątkowy, nie rozporządzenia, nie ustawy, nie konferencje prasowe premiera. Jeżeli władza chce nas traktować jak niewolników, niech wprowadzi ten stan wyjątkowy. Wtedy będzie przynajmniej miała prawne podstawy do pewnych zachowań.
Obecnie zaś mamy monarchię policyjną w pełnym wydaniu. Policjant może nam wystawić mandat za każdą czynność, która, w jego mniemaniu, będzie złamaniem prawa. Nie ma znaczenia logika, nie ma znaczenia kontekst, nie ma znaczenia czy dane działanie policjanta jest legalne. Liczy się tylko to, że monarcha tak kazał i jego policyjne bojówki mają wypełniać rozkazy wobec motłochu, czyli nas. Bo władca i jego świta jest wyłączona z obowiązujących przepisów „prawa”. Spójrzcie tylko na obrazki z 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej, a przekonacie się, że, jak to pisał Orwell, „wszystkie świnie są równe, ale niektóre równiejsze”.